rano tenis z Marcinem, na pobliskich, ziemnych kortach. Trochę zardzewiały jestem, jęczę, skrzypię, ale gram. Dobrze mi to zrobiło. Marcin się rozwodzi, nas sąsiedzi, dobrze nam z nimi było, trójka dzieci, wiec my też mamy poczucie katastrofy. Jemu widzę, to nadal nie mieści się w głowie. Rozstanie zawsze ma w sobie coś ze śmierci.
W internecie do razu wpadam na wiadomość o śmierci Piotra Paszkowskiego. To moja młodość, przyjaźniliśmy się, pierwsze wspólne wakacje po zdaniu na studia, Karwia, Hel, szwenadaliśmy się razem po Polsce. Ostatni raz widziałem go, gdy robiłem do Zwierciada wywiad z ministrem Sikorskim, był jego rzecznikiem, potem dyrektorem gabinetu. Jadłem obiad w jego domu, potem na mieście. Piotr kiedyś anarchista, kontestator, buntownik, stał się urzędnikiem państowym. Nie pasowało mi to do niego i nawet mnie raziło. Zachował jednak rozsikrzoną inteligencję, ironię, zbierał z pasją stare aparaty radiowe, był też profesjonalnym tłumaczem z angielskiego. Ze śmiercią Ryszarda Bugajskieo, Piotra umiera kawałek mnie.